Apetyt na Mazury – dziennik z podróży
Parę dni przed mazurskimi wakacjami – 04.07.2018
Niedziela 08.07.2018 – pierwsze spotkanie z mazurką krainą
Poniedziałek 09.07.2018
- Przebieg trasy: Łaśmiady, Malinówka Wielka – Piaski – Sajzy – Zawady Ełckie – Gorło – Stare Juchy – Jeziorowskie ( dom, gdzie był kręcony film).
Wtorek 10.07.2018
Dopołudniowy relaks nad jeziorem z czytaniem książki Janusza Majewskiego „Siedlisko”, krótka wycieczka kajakiem, a po południu rowerowa przejażdżka do Stare Juchy.
Ot, spokojny dzień zakończony darmowym spektaklem, przygotowanym przez słońce. Rozleniwiło mnie to nieco, więc więcej szczegółów z dnia dzisiejszego jutro. 🙂
Po południu krótka wycieczka rowerowa do Stare Juchy – 20 km.
A póki co – zapraszam na spektakl…
Środa 11.07.2018
Zmiana mazurskiej sielanki na wody Śniardw i ulice Mikołajek.
Jak zwykle rowerem, pięknymi trasami, ale …Mikołajki to nie moje klimaty..
Trasa rowerowa Łaśmiady do Mikołajek 64 km. Karwik (samochód zostawiony na poboczu) – Niedźwiedzi Róg ( gdzie także bywała „Pan Samochodzik”) – Wejsuny – Onufryjewo -Wierzba, Mikołajki – Wierzba – Onugryjewo – Wejsuny i drogami leśnymi bez szlaku w kierunku na Karwik.
Czwartek 12.07.2018
Porankiem jezioro lekko przysnęło pod płaszczem deszczu …
Natura stworzyła idealny klimat dla nostalgicznie spędzonego czasu: na werandzie
Dwór Mazurski Laśmiady w towarzystwie książek… oczywiście kontynuacja „Siedliska” oraz – jak cudownie tutaj pasującej – książce „Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko” z postacią Małgorzaty Braunek…
Zrobiło się romantyczne połączenie Siedliska z Nad rozlewiskiem. Po czterech dniach intensywnych wakacji, dziś nieco leniwiej…
Piątek 13.07.2018
„…Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej niż te obłoki…
….posłuchamy, jak bije olbrzymie,
zielone serce przyrody. ”
Ze słowami Gałczyńskiego, w pojeździe Pana Samochodzika lub jakąś łódką wyruszam „pokłonić się nowym brzegom” w okolicach Węgorzewa.
Sobota 14.07.2018
Na następne dni mazurskiej włóczęgi zatrzymałem się w Siedlisko Sabinowo w Stawki blisko Węgorzewa …
Ciąg dalszy klimatycznych wakacji… Dzisiaj pogoda sprzyjała wysuszonej upałami ziemi, ale nie była zbyt przyjazna rowerzystom.
Tak więc rowery zwiedzały razem za mną samochodem okoliczne ciekawe miejsca: zamknięty „na amen” zamek w Kętrzynie, niesamowity kościół „przerobiony” z zamku krzyżackiego w Bezławkach, zachwycający architekturą i przecudnym parkiem Reszel.
Już bez udziału rowerów wysłuchałam koncertu w Świętej Lipce…
W planie miałam uczestnictwo w plenerowym koncercie jazzowym w Leśniczówka Pranie z udziałem Marka Napiórkowskiego ( tak, tak – tam gdzie Gałczyński), ale … deszcz pomieszał szyki i koncert odwołano…
Na jutro zamówiłam poprawę pogody….
Niedziela 15.07.2018.
Trasa rowerowa 49 km: Stawki – Mamerki – Pniewo – Sztynort – Harsz – Okowizna – Ogonek – Węgorzewo – Stawki.
Lekko zmoknięci dotarliśmy na czas meczu…
Burza poszalała i postraszyła nas nad „Ognistym Ptakiem”, a później poszła bokiem.
Chociaż sprawdzając aplikację „Gdzie burza” Mazury były całe w czerwonych kolorach :).
Poniedziałek 16.07.2018
A dlaczego ? Bo nie masz piękniejszych drzew nad stare, powykręcane na różne strony drzewa, które są wręcz obklejone jabłkami 🙂
Dzisiejsza trasa rowerowa: Stawki – śluzy na kanale mazurskim w Leśniewie – Srokowo – pałac w Jagławkach – Stawki to 37 km, przejechane z „chmurami deszczowymi na ramieniu”.
Ale ile po drodze widziałam drzew jabłoni: pięknych, mocno zielonych, roztaczających aromat dojrzewających jabłek :).
Ja nie mogę, bo jestem na wakacjach, ale Wam proponuję: zróbcie aromatyczny ocet z pierwszych, letnich jabłek, który nie tylko będziecie dodawać do potraw, ale spożywać „dla zdrowotności” na czczo z łyżką miodu i letnią wodą.
A na deser mus z jabłek – bez cukru i innych, niepotrzebnych dodatków. Uwielbiam taki aromatyczny, letni deser, wzbogacony odrobiną cynamonu. Nie musi być do zagotowania na zimę – może być jako dodatek do śniadania lub spożyty jako popołudniowy deser.
A jeśli chcesz połączyć smak jabłek z ciastem, to proponuję Ci zapiekane jabłka pod kruszonką.
Wybór należy do Ciebie, a przepisy znajdziesz na mojej stronie:
Wtorek 17.07.2018
Chodzę boso …to moje mazurskie postanowienie:) – za wyjątkiem roweru i zwiedzania miast …i cudownie mi z tym :).
Chodzenie boso, na bosaka, bez butów, bez obuwia, na boso, nieobuty, z nagimi stopami, bosą stopą…aż tyle określeń jednej czynności.
W tym przypadku słowo nie jest tak ważne jak czynność – kiedy gołymi stopami dotykami ziemi, „pobieramy” dobrą energię dla całego ciała, a w nasze nogi wstępuje „nowe życie”.
Cudownie działa chodzenie boso po porannej, mokrej trawie, kamieniach, w wodzie, po piasku… Rewelacyjna, darmowa profilaktyka.
Chodząc boso, robimy sobie naturalną, delikatną refleksoterapię. Po prostu chodzimy, a stymulacja zakończeń nerwowych znajdujących się w stopach odbywa się automatycznie. Sebastian Kneipp w książce „Moje leczenie wodą” poleca chodzenie boso stosować jako doskonały środek na wzmocnienie odporności!
Chodząc boso, człowiek staje się bardziej uważny. W pierwszym okresie niejako z konieczności, bo często patrzy pod stopy, aby się nie zranić, a przy okazji dostrzegamy coś, czego nie zauważamy na co odzień: kamienie o różnym kształcie, rodzaje traw i owady w niej buszujące, motyle przysiadające na roślinach…. A w kolejnym etapie zespalamy się poprzez stopy z ziemią i zaczynamy odczuwać z nią niemal symbiozę.
Coś przecież w tym jest, że małe dzieci, zanim nauczymy ich, że trzeba chodzić koniecznie w butach, jak tylko mogą zdejmują buty i biegają boso. To po prostu instynkt! A w głowie pojawiły mi się obrazki z dzieciństwa, kiedy to nawet po ściętym ściernisku chodziłam boso…
Ale dzisiaj w obuwiu zwiedzałam okolice: siedzibę Adolfa Hitlera w Gierłoży „Wilczy Szaniec”, Pałac i Manufakturę Nakomiady, Ryn i Giżycko.
Tak ułożyłam plan dnia, aby miejsce naładowane złą energią odwiedzić rano, a później zatrzeć złe wrażenie pięknem i urokiem.
I tak mi się udało zrobić. Przyjemny pałac w Nakomiadach z rewelacyjną Manufakturą, w której produkują kafle wg receptur sprzed trzech wieków – przecudnej urody zresztą. Odwiedziny w miejscowości Ryn z zamkiem krzyżackim i tawerną z pysznym, regionalnym jedzeniem, a na koniec nieco bardziej turystyczne Giżycko i sławny obrotowy most.
Od poranka lało okrutnie, ale w miarę upływu godzin, robiło się coraz ładniej, aż w końcu w Giżycku zaświeciło słońce.
Środa 18.07.2018
Mazurskie widoczki z nad kierownicy roweru.
Trasa rowerowa 51,11 km . Stawki – Zwierzyniecki Róg – Ruska Wieś – Węgorzewo – Ogonki – Stręgielek – Kalskie Nowiny – i powrót Green Velo do Stawki ( po drodze odwiedzenie mariny Trygort).
Wreszcie po kilku dniach, kiedy to niskie, deszczowe chmury wisiały nad mazurskimi chałupami, a z każdej strony docierały pomruki przemieszczających się burz, zaświeciło słońce. I od razu wróciło śródziemnomorskie lato, bo temperatura sięgała 30 stopni Celsjusza.
Miałam w planie dojechać do Kruklanek, ale tak się wytrzęsłam na – skądinąd urokliwej drogi – że mój kręgosłup powiedział „stop”. Mam nadzieję, że jutro wszystko wróci do normy i będę mogła realizować moje kolejne plany.
Czwartek 19.07.2018
Dzień leniwy, trochę z wymuszenia – bo kręgosłup nieźle daje mi w kość i o rowerze nawet nie myślę – a po drugie po prostu mamy ochotę na słodkie lenistwo i kąpiel w jeziorze.
Po krótkiej wizycie w Węgorzewie – ładna marina i plaża miejska – ulokowaliśmy się nad cichym, położonym z dala od uczęszczanych szlaków jeziorem Rydzówka, zjazd za wioską Stawki w prawo.
Pamiętacie jak się kiedyś łuskało słonecznik ? Taki świeży, zerwany z ogrodu lub kupiony na targu?
Udało mi się takowy zakupić – powrót ( wspomnienia ) do wakacji spędzonych na Pojezierzu Brodnickim. Bo tak tam było: słonecznik i jeziora :).
Nawet jezioro, nad którym spędziłam dzień ( urokliwa Rydzówka pomiędzy Węgorzewem a Srokowem ) przypomina mi jeziora Zbiczno czy Strażym w pobliżu Brodnicy.
Jeśli macie ochotę na rybkę ( wędzone lub świeże) polecam sklep rybny w Węgorzewie – ulica Zamkowa 10b ( naprzeciw poczty) – miejscowe gospodynie robią tak zakupy. Próbowałam węgorza i suma – obydwa znakomite!
Piątek 20.07.2018
Dzisiejszy dzień to kolejna zmiana miejsca zamieszkania. Opuszczam panią Sabinę, jej uroczą agroturystykę i rewelacyjną kuchnię, żegnam się z poznanymi tam innymi pasjonatami rowerowego poznawania Mazur i wyruszam do Gałkowa, gdzie mam zaplanowany kolejny nocleg.
Ciężko opuszcza się przyjazne miejsca, dlatego też śniadanie przedłużyło się do południa.
Rezerwując pokój w Aqua di Rosa, wiedziałam, że będzie przyjemnie, ale nie pomyślałam, że aż tak! Miejsce stworzone dla ludzi, którzy pragną zaznać spokoju, a jednocześnie lubią otaczać się pięknem płynącym z natury i architektury.
Olbrzymi teren składający się z kilkudziesięciu hektarów, na którym główne skrzypce gra przyroda – zarówno bezkresne łąki sięgające aż do rzeki Krutyni, oszałamiający pięknem ogród pachnący kwiatami, sad i ogród warzywny, klomby z kwiatami i krzewami, staw z pływającymi nenufarami. Spora siłownia, baseny, sauna zewnętrza i jacuzzi, w którym leniuchując się zatapiam wzrok w sielskim obrazku pasących się krów. Zdrowe i znakomite jedzenie dopełnia całości.
Na lunch wybrałam restaurację Potocki w Gałkowie – wybór znakomity, aczkolwiek nieprzypadkowy. Zwiedzając parę dni wcześniej Sztynort, znalazłam informację, że stary Dom Łowczego, usytuowany w pobliżu pałacu, został zakupiony przez prywatnego inwestora, odrestaurowany i przeniesiony do Gałkowa, gdzie funkcjonuje jako bardzo dobra restauracja.
Restauracja okazała się kolejnym mazurskim zaskoczeniem, położona w maleńkiej wiosce gdzieś wśród pól. Jedzenie i wystrój – rewelacja! Mimo sporej ilości miejsc wypełniona na max-a. Później dowiedziałam się, ze jest to bardzo popularne miejsce dla wycieczek z Niemiec ( dla pamięci Marion Dönhoff – szczegóły w kolejnym artykule) oraz dla gości przyjeżdżających do leżącej po przeciwnej stronie drogi stajni sławnej stadniny koni rodziny Ferenstein.
Sobota 21.07.2018
Ostatni dzień mazurskiej przygody, więc niech będzie chociaż trochę na wodzie. Spływ 9.70 km rzeką Krutynią, jej najpiękniejszym ( jak mówią znawcy) odcinkiem.
Start z plaży wiejskiej nad jeziorem Mokre w Cierzpiętach, jedno przenoszenie kajaka przez jaz i płyniemy… Kilka godzin, chociaż odcinek jest krótki i niewymagający, jednak aż chce się pobyć tutaj jak najdłużej i rozkoszować przyrodą i ciszą.
Uwaga na łabędzie! Robić fotki jak najbardziej, ale nie radzę zbliżać się do ptaków, a jeśli mają w pobliżu „brzydkie kaczątka” to takie spotkanie może być naprawdę niebezpieczne.
Na tym odcinku spotkamy się także „oko w oko” z dębem, w którym – być może – żył legendarny Smętek – złośliwy diabeł dokuczający ludziom, który jednak jest przyjazny ludziom, którzy kochają jego mazurską krainę. Jego sława poszła w świat za sprawą podróży i powstałej w jej wyniku książki Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka”.
Płynąc można zatrzymywać się przy pomostach lub mini – plażach na kąpiel, a w okolicy miejscowości Krutyń na posiłek. Wybraliśmy przystań za miejscowością, gdzie było już mniej tłocznie. Paru minutowy spacer do restauracji Krutyńskiej dobrze nam zrobił – tak, że nie żałuję ani jednej łyżki zupy szczawiowej czy ziemniaków opiekanych podanych z zsiadłym mlekiem. A na deser – koktajl jagodowy. Polecam – nie tak tłocznie jak w barach tuż przy trasie, a przyjemnie i smacznie.
Spływa zakończyliśmy przed młynem za Krutyńskim Pieckiem, ale oczywiście można płynąć dalej – i żałuję, że tego nie uczyniliśmy:).
Firm, które organizują spływy jest mnóstwo, wszystkie działają w ten sam sposób – zawożą turystów wraz z kajakami na punkt startowy, omawiają pokrótce i proponują trasę i umawiają się na telefoniczny kontakt, po zakończeniu spływu.
Skorzystaliśmy z usług firmy Jerzy Kulig z Dobry Lasek, numer telefonu: 502 401 724 i byliśmy bardzo zadowoleni.
Wynajem 3 kajaków z dowozem na punkt startowy i metę kosztował nas 150 zł.
Niedziela 22.07.2018
Koniec mazurskiej przygody… Wiem, że to dopiero początek i …
Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach!
Wypełnij formularz, zapisz się na listę, a otrzymasz regularnie informacje o nowych przepisach i relacjach z podróży!
Polskie krajobrazy są przepiękne, kocham odpoczywać na mazurach i Polskim morzem ponieważ one posiadają swój urok którego nie spotkamy nigdzie indziej.
Dlatego tez tak chętnie tam wracam 🙂 pozdrawiam dana
Czy wiadomo dlaczego dom z filmu „siedlisko „ jest opuszczony ? Czy nikt go nie chciał kupić ?
Witaj, nie wiem niestety, jak potoczyły się losy domu. Wiem, że był własnością leśnictwa i po śmierci Pana Gajowego ( który także zagrał w filmie) i jego żony, dom stoi pusty. Więcej na ten team może wiedzieć pan Zbyszek z Dworu Łaśmiady 🙂 https://jawagabunda.pl/super-nocleg/dwor-mazurski-lasmiady-klimatyczne-mazurskie-siedlisko-nad-jeziorem/
pozdrawiam dana
Witam z Poznania.
Czy dom z „Siedliska” jest w Jeziorowskich, czy w Liskach? Nigdy tam nie byłam ale słyszałam, że to właśnie Liski od kogoś, kto też tam był. Na zdjęciach ten sam dom.
https://jawagabunda.pl/super-nocleg/dwor-mazurski-lasmiady-klimatyczne-mazurskie-siedlisko-nad-jeziorem/ tutaj znajdziesz historie domu i szczegóły 🙂
Pięknie jest na mazurach choć zaczynają tam wkurzać te coraz gęstsze przystanie na żaglówki, wszędzie tego robi się powoli bardzo gęsto. Trudno wypoczywać jak dawniej, plaża, pływanie odpoczynek. Teraz chce się być w wodzie a tam jakaś łódka ciągle pływa czy zaraz jest przystań. Oczywiście nie wszędzie ale niestety coraz bardziej to wszystko staje zurbanizowane. Już nie jest tak całkowicie naturalnie i spokojnie jak 5 czy tym bardziej 10 lat temu.
Niestety , szczególnie w tum roku jest tłocznie, ale można jeszcze znaleźć jakiś spokojny kawałek . Czego życzę 🙂 dana