
Alpe di Siusi – znakomity ośrodek narciarski we włoskich Dolomitach, w którym można doskonale szusować także w marcowym słońcu. Ciekawostki z regionu.
Co z tym śniegiem?
Ubiegłoroczny wyjazd narciarski do Alpe di Suisi/Seiser Alm tak mnie zachwycił, że zdecydowałam się przyjechać tutaj ponownie. Nawet miasteczko na nocleg pozostało to samo – zmieniłam jedynie hotel.
Styczeń bardzo mnie zaskoczył, przede wszystkim brakiem śniegu. Znikł zeszłoroczny urok zasypanego śniegiem miasteczka i otulonych zimowym puchem gór. Jego miejsce zajęły hale z wyschniętą trawą i panująca „ponurość” krajobrazu. Na szczęście zeszłoroczne zdjęcia pozwalają przypomnieć sobie magię ubiegłorocznej – marcowej – zimy.

Koniec stycznia, to dla mnie czas szczególny – urodziny na wyjeździe narciarskim na długo pozostaną w mojej pamięci.
Cały dzień białego szaleństwa, z przerwami w urokliwych Hute na cappuccino czy kieliszek Veneziano (tutejsza nazwa Aperol Spritz) – tak weszłam w kolejny rok dojrzałej dorosłości.

Idealne trasy w bezśnieżnej zimie
Trasy narciarskie przygotowane perfekcyjnie, mimo totalnego braku śniegu. Ostatni raz padało tutaj – i to niewiele – przed Świętami Bożego Narodzenia. Jednak pomimo tego „łąka narciarska” funkcjonuje znakomicie. Warunki narciarskie nie różnią się niczym od tych w czasie moich ubiegłorocznych, marcowych wakacji – jest tylko mniej urokliwie.
Plusem takiego krajobrazu jest świetna topografia tras narciarskich – wyróżniające się z wszechobecnej burości porośniętych trawami łąk.
Obok wyciągu na szczyt Laurin (trasa narciarska numer 8) znajduje się rozbudowany snowpark, który zdaniem profesjonalistów jest najlepszy we Włoszech.
W tygodniu mojego pobytu (od 25 do 28.01.2017r ) odbywają się tutaj Mistrzostwa Świata w Snowboardzie oraz Mistrzostwa Świata we Freestyle’u Narciarskim.
Już samo patrzenie na wielkość skoczni robi wrażenie. A obserwacja skaczących dosłownie zatyka dech w piersiach z wrażenia.

Cień rycerza w zamkach – pomysł na gorszy kondycyjnie lub pogodowo dzień
Gdy zdarzy się gorszy kondycyjnie lub pogodowo dzień, warto wybrać się na eskapadę po okolicy i odwiedzić jeden z zamków.
Najbardziej imponująca forteca Castel Forte (Trostburg), zbudowana przez panów Castelrotto/Kastelruth jest odnowiona i udostępniona do zwiedzania. Położona około 10 km od Castelrotto w Ponte Gardena. Można podziwiać interesujące wnętrza z częściowo jeszcze zachowanym oryginalnym wyposażeniem.
Stała wystawa pokazuje etapy życia Oswalda von Wolkenstein, mieszkającego wraz rodziną w XIV wieku w zamku w Castelvecchio, na stoku góry Sciliar. Wolkenstein był nie tylko jednym z najbardziej walecznych i ekscentrycznych średniowiecznych rycerzy, ale i bardem , postrzeganym jako osoba lubiąca używać życia.Charakterystyczny wizerunek rycerza, to skutek utraty oka w czasie jednej z wypraw.
Z kolei po rodzinnej siedzibie von Wolkenstein pozostały już tylko ruiny, które jednak można zwiedzać – dojdziemy tam ścieżką nr 3 z Siusi allo Sciliar. Wypatrujmy ich także wśród drzew po prawej stronie, jadąc na górę kolejką gondolową z Siusi allo Sciliar.
A znane w całej Europie (ale tej dawnej raczej, jak sądzę) pieśni, to barwny zapis kolei jego życia.
Oswald von Wolkenstein mieszkał także przez jakiś czas w oddalonym o około 10 km od Castelrotto Castel Presule – perełce średniowiecznej architektury. Zamek został zbudowany jako „drzwi wejściowe”, a dokładniej obronne do doliny w pobliżu Fiè allo Sciliar.
Zamek uzyskał niezbyt chwalebny rozgłos w XVI wieku, kiedy to przeprowadzono w nim proces czarownic, w wyniku którego 30 kobiet zostało skazanych do spalenia na stosie. Do zwiedzania, ale zimą tylko w czwartki.

Rzeźba w drewnie – tradycja regionu
Natura miała i nadal ma potężny wpływ na kształtowanie tego regionu i ludzi. W wysokich górach, gdzie życie jest regulowane przez pogodę, surowe warunki panują przez dużą część roku. W górskich gospodarstwach kultywowane są tradycje i wierzenia. Kobiety nadal szydełkują, szyją i robią na drutach, suszą zioła.
Z kolei domeną mężczyzn jest rzeźba w drewnie. Dłubanie w drewnie w długie zimowe wieczory jest nie tylko pasja, ale i sposobem na zarabianie pieniędzy.
Spacerując uliczkami podziwiam drewniane figury, będące ozdobą domów, mieszkań czy barów. Surowe lub malowane rzeźby oferują do sprzedaży sklepy z pamiątkami.
W miejscowej szkole nadal uczą rzeźby, a jednym z pasjonatów tej sztuki jest ratownik górski Gabriel Kostner, o którym wspomniałam w artykule o Alpe di Siusi.

Język ladyński w toalecie
Tradycja przetrwała i nadal jest kultywowana także w języku. Oprócz niemieckiego i włoskiego, zdecydowana część wiejskiej ludności posługuje się dialektem ladyńskim. Dobrze, że oprócz słów czasem zamieszczają rysunki. Tak jest na przykład w toalecie w mojej ulubionej restauracji na stoku – Baita Sanon Hutte.
Język ladyński – pierwotnie język używany przez Ladynów – rdzenną ludność zamieszkującą doliny we włoskich Dolomitach. Liczba osób posługujących się tym językiem wynosi około 30 tysięcy.

Ratownictwo lotnicze i koń zjadający narty
Jak wspomniałam już rok wcześniej w artykule o Castelrotto/Kastelrut, Sanon Hutte (przy wyciągu nr 60, na mapce narciarskiej oznaczona dużą literą S) – rodzinna restauracja Państwa Kosnter – to nie tylko malowniczo położona chata ze świetnym jedzeniem, ale i historyczna baza ratownictwa lotniczego w latach 1987 do 2002.

Położona na skraju rozległej doliny, do dzisiaj jest miejscem, gdzie można zobaczyć „zaparkowany” ratowniczy śmigłowiec. Ratownictwo górskie jest domeną Raffaela Kostner, natomiast kuchnia to królestwo jego żony – Maddaleny.
Przepyszne dania miejscowej kuchni i domowej roboty desery, niejednokrotnie przyciągnęły mnie tutaj na posiłek. W ciągu dnia nieraz trzeba zaczekać na stolik, natomiast na wieczorny posiłek konieczna jest wcześniejsza rezerwacja. Czynna tylko w sezonie zimowym, od początku grudnia do początku kwietnia.
Oprócz uczty kulinarnej, jeszcze jedna ciekawostka mnie tutaj spotkała.
Od dzieciństwa myślałam, że konie jedzą trawę, siano i owies. A jednak nie tylko! Musiałam przyjechać aż w Alpy, aby dowiedzieć się, że ich przysmak to … drewno.
Sielanka, przed knajpą wszyscy wystawiają twarze do słońca, cichutko gra muzyka, słychać tylko leniwe rozmowy i pobrzękiwania sztućców, gdy nagle ciszę przerywa okrzyk : „ Hallo, hallo – uwaga na narty!”. Zapanowało ogólne poruszenie, po czym wybucha zbiorowa kaskada śmiechu. Rozbawieni są wszyscy, oprócz jednego narciarza – właściciela granatowych nart. Bo właśnie jego narty upodobał sobie koń, który znudziwszy się jedzeniem zwykłego drewna, przeszedł na próbowanie innych smaków. Narty uratowane, sielanka powraca.

Medalista mistrzostw świata tutaj szusuje
Nie tylko legendy i zabytki sławią Casterlotto, ale i żyjące współcześnie postacie.
Peter Fill – obecnie dwukrotny medalista mistrzostw świata w zjazdach i zdobywca małej kryształowej kuli, dorastał na narciarskich stokach Alpe di Siusi.
Zaczął jazdę jako trzylatek, a jego marzeniem – po 31 latach uprawiania narciarstwa – jest wygranie zjazdu na trasie Lauberhorn Wengen.
Trasa Lauberhorn – najdłuższy i najbardziej wymagający zjazd w ramach Pucharu Świata – liczy 4455 m, a zawodnik pokonuje go w około 2,5 minuty. Najlepsi na odcinku Haneggschuss (najbardziej stromy) osiągają prędkości dochodzące do 160 km/h! Główna trudność obok prędkości to fakt, że z taką prędkością zawodnik zabiera się do najazdu na serię skrętów.

Nieco inna sława regionu to Kastelruther Spatzen, miejscowy zespół, którego sława sięgnęła daleko poza miasteczko. Idealny dla lubiących folklor i miejscowe klimaty.
Siano do kąpieli i zupa z siana
Po nartach czas na relaks. Dzięki kultywowaniu regionalnych tradycji mam okazję zażyć kąpieli w siane, spróbować tyrolskich knedli i innych specjalności kulinarnych regionu.
Kąpiele w sianie? Brzmi ciekawie. Widziałam takie oferty w hotelach Spa i jakoś nie budziły mojego entuzjazmu. Tutaj aż chce się tego spróbować! W najprostszym wydaniu to spanie na sianie, jakie pamiętam z pobytów na wsi w dzieciństwie.
Rodzina rolników przygotowuje „kąpiel” i nie pozostawia wyboru – trzeba się kłaść. W niektórych hotelach w SPA proponują specjalne podgrzewane łoża, aby jeszcze bardziej wydobyć aromat zasuszonych ziół.
Absolutnie nie dla alergików – kichanie nawet dla osób nie wrażliwych włącza się od pierwszego kontaktu z sianem.

Pomysł na kąpiel zawdzięczamy rolnikom górskim, którzy po mozolnym koszeniu łąk górskich i po spędzeniu nocy na sianie, następnego dnia rano odzyskiwali siły i budzili się pełni energii.
Wkrótce ich śladem poszli rodacy z nizin i tak „sianowe kąpiele” ruszyły w świat. W różnych wariacjach: jest się dosłownie zakopanym w sianie, w wannie wypełnionej gorącą wodą, w której zaparza się siano jak zioła, w jakiś wymyślnych tubach. Cel pozostaje ten sam – poczuć się lepiej dzięki aromaterapii.
Celem kontynuacji terapii sianem, polecają zupę z siana (Zuppa con fieno – Suppe mit Heu). Brzmi dziwnie, wygląda jeszcze gorzej!.
Tymczasem okazuje się, że może smakować i to wybornie. Tajemnica tkwi w 20 różnych ziołach, które zbierane na alpejskich łąkach, lądują w zupie. Posypana jadalnymi, suszonymi kwiatami. Do tego pięknie podana – na uwitym z siana gniazdku, w wydrążonym chlebie. A chleb poezja!
Podają ją w jednej z najbardziej popularnych chat na stokach w Malga Gostner Schwaige (przy trasie nr 59, na mapce narciarskiej oznaczona dużą literą O).


Bombardino lub Veneziano nagroda na koniec dnia
Na koniec dnia szusowania lub biegania – lub innej zimowej, sportowej aktywności – nadchodzi czas na nagrodę. Może nią być kieliszek Veneziano (w innych regionach nazywany Spritz Aperol ) – pomarańczowy aperitif z Prosecco i ziołowym likierem Aperol zwieńczonym plastrem sycylijskiej pomarańczy, z niewielką ilością gazowanej wody.
Lekko gorzkawy, aromatyczny napój doskonale zaostrzający smak przed kolacją. I uwielbiany przez narciarzy na zakończenie dnia na stoku.
Albo Bombardino – serwowałam sobie w nagrodę za dobrą jazdę przed zjazdem gondolą w dół. Ten rozgrzewające i aksamitny w smaku specjał, to podawany na ciepło napój alkoholowy mający w swoim składzie mleko, jajka i rum.
Podgrzane bombardino serwuje się z bitą śmietaną, opcjonalnie także z dodatkiem mocnego espresso (w tej wersji nosi nazwę Calimero).

Chleb nad chleby – same skórki
Okrągły, świetnie wypieczony, z kminem i kminkiem, składający się głównie ze skórek z cieniutką warstwą miąższu. Chleb – Schüttelbrot. Wypieczony z żytniej mąki, długo przydatny do spożycia.
Genialne rozwiązanie dla żyjących w górach, którzy nie mogli codzienne mieć świeżego chleba. Pierwszego dnia chrupiący, miękki – wystarczy rozciąć, wypełnić prosciutto, serem lub nawet samym masłem aby osiągnąć poezję smakową. Wysuszony też smakuje wybornie, ale wtedy dedykowany jest dla ludzi o mocnych zębach.
Wyrabiany w specjalny sposób – wprawiając ciasto w ruch obrotowy na tablecie, uzyskuje się jego charakterystyczny, okrągły kształt. Coś pysznego! Zajadam się nim codzienne na śniadanie w moim hotelu.

Najpiękniej położony hotel na Alpe di Siusi
Hotele na stokach Alpe di Siusi same w sobie są świetne, a jeszcze ich położenie! Z oszałamiającymi widokami na spowite w puszystym śniegu hale i wystające sponad nich groźne, jakby drapieżne szczyty.
- Hotel Icaro ( na mapce narciarskiej oznaczony „R”) – dla mnie zdecydowanie najbardziej „pociągające” miejsce na pobyt.
Ławeczka nieopodal hotelu Icaro (przy trasie narciarskiej numer 55). Pewnie czarownicom, które – podobno w noce, gdy jest pełnia – nadal tutaj urzędują. Zapewne łatwiej jest czarownicom „z góry” przysiąść na niej, niż mi wdrapać się na ławkę.

Latem w Dolomitach
Moje marzenie na lato: zanocować na „łące” Alpe di Siusi/Seiser Alm i ciesząc się wczesnym porankiem podziwiać wschód słońca. I rozkoszować się zachodem, podziwiając grę świateł na górze Sciliar/Schlern.
Pomysł na lato – wędrówka od schroniska do schroniska po górach. Z tym, że zamiast siermiężnych schronisk, hotele z zapleczem Spa i pysznym, regionalnym jedzeniem.
Taką propozycję ma w swojej ofercie hotel Icaro, proponując wędrówkę po górach z noclegami w różnych hotelach. Wędruje się tylko z małym plecakiem, a cały bagaż jest przewożony z jednego miejsca noclegowego do następnego.
Dopisek do tekstu: Latem 2017 roku udało mi się spełnić marzenie. – Wędrówka po Dolomitach od hotelu do hotelu możliwa jest w okresie od 09.06.2017 do 08.10.2017 – siedem nocy z HB Cena około 1000 € z HB od osoby. Mój tygodniowy pobyt w Dolomitach, pamiętam jako:wędrówki po górach, zachwyt przyrodą, jedzeniem i widokami. Zamieszkałam w hotelu Icaro i mogłam rozkoszować się refleksami słońca grającymi na stokach Sciliar, o czym przeczytasz Latem na Alpe di Siusi


Kamień z legendy
Słońce nadal świeciło nad spokojną wioską Świętego Walentego, kiedy po raz kolejny Hans Kochler z kamienną twarzą wyruszył w góry. Ci,którzy spotkali go na swojej drodze, spuszczali wzrok. Odważniejsi, którzy spoglądali na niego z bezpiecznej odległości, szeptali: „On idzie na górę Schlern, aby dołączyć do sabatu czarownic”. Wieśniacy mieli rację w swych obserwacjach. Ten groźny mężczyzna w rzeczy samej był czarownikiem – mistrzem czarów. Wszyscy wiedzieli, że mógłby on w jednym momencie skoczyć z góry Schlern na swój balkon lub kiedy jest wściekły, mógłby rzucić ciężkimi skałami z Schlern na hale Seiser Alm. I tak się kiedyś stało. Hans Kochler, doprowadzony przez czarownice do szaleństwa, rzucił z góry Petz ogromny głaz na sam środek płaskowyżu Seiser Alm. Rzeczony głaz – Tschonstoan – po dzień dzisiejszy pozostaje jako dowód rzeczowy „urzędowania” czarodziejów i czarownic na tych terenach.

Pieszo przez ośrodek Alpe di Siusi
Któregoś przedpołudnia postanowiłam zdradzić narty, na korzyść chodzenia. Wybrałam się na pieszą wycieczkę z Compatsch (górna stacja kolejki z Siussi allo Sciliar).
Wyruszam o godzinie 10:00 trasą numer 3. Idąc pod górę i delektując się widokami, docieram do górnej stacji kolejki Panorama. A że słońce wyszło mi dzisiaj naprzeciw, więc wędrówka w dwójnasób staje się przyjemna.
Spotykam wędrowców takich jak ja, przystaję czasem na krótkie pogaduszki. A i uważać trzeba! To nie tylko takie łazęgowanie. Przechodzę przez tor saneczkowy, mijam się z narciarzami na biegówkach, przekraczam trasę zjazdową. W tym ostatnim przypadku już trochę dziwnie – tak sobie pomykać pomiędzy śmigającymi narciarzami.
A to dopiero początek większego zdziwienia. Dziwny dźwięk dochodzący z tylu – aha, sanie, trzeba zejść z drogi. Nie wierzę, jakbym słyszała samochód?
Faktycznie, zza łuku drogi wyłania się osobówka, która mijając mnie, przejeżdża przez trasę narciarską(!) i staje na parkingu przed hotelem.

Docieram do Punta d`Oro i wzdłuż toru saneczkowego schodzę do Saltria. Wsiadam do autobusu i przejeżdżając przez całą dolinę wracam do Compatsch, aby jeszcze pojeździć na nartach. Cała trasa zajęła mi 2 godziny i 30 minut.
Przy górnej stacji kolejki w Compatsch „pierwsza pomoc” dla piechurów: kierunkowskazy z zaznaczonym czasem przejść.
Kościół dla zakochanych
Pięknie usytuowany na tle majestatycznych Dolomitów, mały kościółek Świętego Walentego (St.Valentin), położony wśród rozproszonych gospodarstw, jest ulubionym miejscem zawierania ślubów.

Najpiękniejsze widoki
Góra Spitzbuhl – stąd szczyty Sciliar są na wyciągnięcie dłoni. Udało nam się znaleźć wolne miejsce i popijając cappuccino rozkoszować się zachwycającymi widokami na doliny i majaczące na horyzoncie lodowce Alp – w tym słynną Marmoladę.
Góra Bullacia (Puflatsch) – ciągnące się po horyzont hale, ośnieżone stoki i jedyna knajpa gdzie słychać tyrolskie melodie.

Zostań jeszcze chwilę w narciarskich klimatach Alpe di Siusi
Gdzie zamieszkać w okolicy Alpe di Siusi? W Castelrotto!
Alpe di Siusi (Seiser Alm) – największa narciarska łąka Europy
Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach!
Wypełnij formularz, zapisz się na listę, a otrzymasz regularnie informacje o nowych przepisach i relacjach z podróży!